Nanami
Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:29, 28 Kwi 2012 Temat postu: YasuxRyo "Aitai." [1/?] |
|
|
Tytuł: "Aitai." (jap. "Chcę cię zobaczyć")
Autor: Nanami
Pairing: YasuxRyo
Gatunek tekstu: yaoi, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Zdaję sobie sprawę, że niewiele osób zna Acid Black Cherry, a kiedy już o nim słyszało, to niekoniecznie słuchało piosenek. Jednak dla mnie ten solowy projekt Yasu jest w dwójce najukochańszych zespołów, tak więc z całego serca zachęcam do jego poznawania, bo warto! [w tym momencie zapraszam na nieoficjalny wciąż (chociaż dążymy do tego, by to zmienić) street team, którego jestem założycielką: facebook.com/AcidBlackCherryPolishST]. Jeszcze gwoli wyjaśnienia, Ryo Kitamura, który jest tutaj głównym bohaterem, to model, który zagrał kochanka Yasu w teledysku do "Chou".
Można raczej luźno czytać nie znając ABC ani Kitamury. ;3
[I tak, wiem, że piszę koszmarniestraszniedługie zdania ale naprawdę nie potrafię inaczej. '^']
CZĘŚĆ PIERWSZA.
Lekko skonsternowanym wzrokiem spoglądałem na budynek klubu utrzymywanego w staromodnych klimatach. Bałem się nieuniknionego spotkania z tobą. Ponad rok minął od naszego ostatniego spotkania, pamiętasz? Nasi menagerowie nie wiedzieli, że znaliśmy się wcześniej, kiedy ustalali szczegóły mojej roli w nowym teledysku Acid Black Cherry, w którym, jakby całokształt nie był absurdalnie krępujący, miałem grać twojego kochanka. W asyście wcześniej wspomnianego menagera przekroczyłem próg, na każdym skrawku ciała czując zmniejszający się dystans fizyczny między nami. Na końcu korytarza dostrzegłem farbowaną na blond czuprynę. Siłą powstrzymałem łzy cisnące się wbrew mojej woli do oczu.
„Złamałeś obietnicę, Ryo.”
Czasem zastanawiam się, dlaczego w ogóle zgodziłem się na ten związek. Nigdy o niego nie prosiliśmy. Chyba oboje potrzebowaliśmy czułości, Ty, przytłoczony swoimi obowiązkami jako osoby publicznej, mieszającymi się z życiem prywatnym, ja, potrzebujący pocieszenia po zdradzie osoby, z którą wiązałem swoją przyszłość. Wtedy Ty, bezwzględny, zahartowany przez ból, ja, wątpiący i dopiero poznający świat. Nauczyłeś mnie wszystkiego, roztaczając nade mną opiekę, która przeczyła wszystkiemu, uniemożliwiała dotrzymania słowa i, z mojego punktu widzenia, unieważniała daną obietnicę. Dawała nadzieję, że może jednak coś. Ale „coś” okazało się pustą obłudą, w którą wpadłem za głęboko, a poza którą w końcu nie widziałem świata. Mimo obietnicy.
Pięknej, oświetlonej przez księżyc nocy dokładnie dwa lata temu siedziałem na ławce. Tej połamanej, zapisanej przez zbuntowaną młodzież ławce w najgłębszym zakątku parku, która potem stała się symbolem, a w końcu grobem tego, co nas łączyło (jeśli w ogóle było coś poza seksem? Może reszta była kłamstwem?). Świeże rany na sercu, które brutalnie zadała zdrada ukochanej dziewczyny, krwawiły. Jak mnie wtedy odnalazłeś, Yasunori? Nie widziałem, żebyś podchodził... czy byłem tak zaabsorbowany wylewaniem łez, że nie dostrzegłem Cię, jak potem opowiadałeś, przyglądającego mi się w cieniu drzewa? „Nie płacz, nie w taką piękną noc. Spójrz w gwiazdy, one zawsze chętnie dodadzą ci otuchy” zaśmiałeś się, a ja podskoczyłem ze strachu. Różne myśli ma człowiek, kiedy o pierwszej w nocy zaczepia go w parku obcy. A jednak, w twoich oczach odnalazłem bezpieczeństwo, którego wręcz panicznie mi wtedy brakowało.
Z dnia na dzień mur między nami topniał. Odnalazłem kogoś, komu mogłem powierzyć wszystkie sekrety, ba, własne życie - Ty też to zauważyłeś, przystałeś na to, ale tylko w pewnym stopniu. Pomiędzy nami zawarł się układ, obiecaliśmy sobie, że nigdy nie pozwolimy się w sobie zakochać. Już wtedy byłeś znanym muzykiem, twój głos anioła śpiewał mi na dobranoc i witał mnie rano, dając siłę na zwalczanie przeciwności losu, natrętnej byłej, która chciała, by było „jak dawniej”, śmierci ojca, który po pijaku wpadł pod auto. Pomagałeś mi iść dalej, wygrzebywać się z nawet najgorszych bagien, kiedy myślałem, że nie ma już dla mnie ratunku, byłeś ostoją dla moich zszarganych nerwów. Yasu, jak ja mógłbym dotrzymać obietnicy?
Niepokojący sms „spotkajmy się na ławce”, niespokojny oddech, kiedy biegłem całą drogą, Ty, stojący spokojnie jak zawsze, spoglądający na mnie z żalem spod długich rzęs... to wszystko składało się na jedne
„Złamałeś obietnicę, Ryo. Koniec gry, przegrałeś.”
Wstrzymałem oddech, kiedy mnie dostrzegłeś. Twoje oczy, te same, co zawsze, zmierzyły mnie równie znajomym spojrzeniem, którego nikt nie byłby w stanie skopiować. Moje serce krwawiło, kiedy skryty lekko za menagerem kłaniałem się, udając, że nie poznaję tak dobrze znajomych dłoni, szczupłej sylwetki, ust ułożonych w lekkim uśmiechu... mimo, że nigdy nie umiałem odgadnąć twoich myśli teraz poznałem, że Ty też grasz. Zażartowałeś o czymś do towarzyszących nam ludzi, co chwilę zerkając w moim kierunku, jakbyś nie wierzył, że naprawdę tam stoję. Sądziłeś, że jestem uzależniony od Ciebie na tyle, że nie poradzę sobie samotnie? Jesteś zaskoczony? Zawiedziony? Yasu?
Zorientowałem się, jak bezczelnie musi wyglądać moje wgapianie się w Ciebie dla osób trzecich - w końcu nie byliśmy sami. Pomachałem głową, momentalnie przytomniejąc. Czując, że długo już nie wytrzymam, zapytałem dla niepoznaki o toaletę i ewentualne wskazówki, gdzie udać się potem i skierowałem się we wskazanym kierunku. Oparłem głowę o zimne, zadbane kafelki, powoli dając upust emocjom. Zawsze śmiałeś się ze mnie, że ogromny ze mnie płaczek. Ale czym było to naśmiewanie, skoro mówiąc to przytulałeś mnie mocno do siebie, głaszcząc włosy i scałowując łzy? Za sobą usłyszałem kroki.
|
|